,,W wieku 17 lat zacząłem handlować narkotykami…“ – tak zaczęła się moja rozmowa z jednym ze skazanych. Kamil, bo tak ma na imię mój rozmówca, podczas jednego z naszych spotkań powiedział ,,chciałbym opowiedzieć o swoim życiu… i żeby to trafiło do młodych ludzi.“

W wieku 17 lat zacząłem handlować narkotykami. Imponowali mi starsi koledzy, którzy mieli kasę, samochody i dziewczyny. Kasa ta nie pochodziła od rodziców, a to oznaczało pewną niezależność.  Też tak chciałem. Mój dom rodzinny był poukładany, ale to nie było dla mnie wystarczające. Chciałem być taki jak Ci niezależni. W mojej głowie przewijały się myśli, że kasa oznacza, że jesteś lepszy od innych. Kiedy handlowałem – czułem się lepszy.

Kiedy zadałem pytanie Kamilowi czy był normalnym dilerem, on odpowiedział:

Jak byś się spytał na mieście o mnie to by Ci powiedzieli. Byłem kimś. Załatwić klocka mogłem zawsze. (klocek oznacza kilogram towaru). Kiedy chodziłem do liceum nauczyciel powiedział do mnie, żebym już nie przychodził do szkoły, a on załatwi, że liceum ukończę . Warunek był jeden – mam nie chodzić do szkoły, bo tam robiłem dużo złego. Mnie to pasowało – robiłem swoje , szkoła się sama toczyła, wszystko wyglądało super. Kasa, dziewczyny, luz, wolność. Miałem oczywiście swojego idola wtedy – miał ksywę Rudy. Chciałem być taki jak on. On był szefem wszystkich szefów na terenie, w którym chodziłem. Było nas 9 młodych gniewnych i planowaliśmy jak to będzie. Pieniądze były łatwe, postrach w okolicy też. Już dzieliliśmy miasto, gdzie będziemy mieć swoje restauracje.
W wieku 21 lat kupiłem za gotówkę trzy pokojowe mieszkanie. W tym też wieku dostałem pierwszy wyrok. Kiedy go ogłosili nie bałem się. Poszedłem jak do siebie. Na oddziale spotkałem dużo znajomych – było łatwo. Spotkałem też zgredów (osadzeni w starszym wieku) , którzy mówili do mnie: ,,Młody wyhamuj – po co Ci to?“ Nie wyhamowałem, dołączyłem do grypsujących i snułem plany co do przyszłości. Wtedy miałem wpisane w swoje życie ryzyko, że mogę pójść do ,,puchy“ – swoje działania przeliczałem na lata odsiadki. W świecie, w którym żyłem więzienie nobilitowało. Podnosiło rangę i poważanie na ulicy. Kiedy wyszedłem po pierwszym skazaniu robiłem to samo – narkotyki, gangsterka, ściąganie należności. Myślałem, że to da mi kopa w górę. Pamiętam ile złego robiłem, jak byłem bezwzględny. Kiedyś ktoś wziął ode mnie towar i miał zapłacić po trzech dniach. Niestety nie zapłacił, a na mój monit odpowiedział ,,Ciągnij się“. No to wziąłem klucz do wymiany kół i pojechałem do niego. Klucz wylądował na głowach jego mamy, taty i siostry – jego nie dotknąłem. Pokazałem mu tylko leżących na podłodze bliskich i powiedziałem, że tak będzie każdego dnia do momentu zapłaty długu…
Nie miałem żadnych ograniczeń – byłem zimny, sadystyczny. Kiedy jeden gość podniósł na mojego kolegę rękę, przybiłem jego dłonie do blatu stołu. Opowiadam o tym i wiem, że od człowieczeństwa do zwyrodnialstwa jest tylko cienka linia. Oczywiście w świecie w którym żyłem, takie zachowania jak i mój pobyt w więzieniu spotykały się z uznaniem. Często słyszałem – ,,szacun małolat, że się nie rozjebałeś“ – wtedy to było dla mnie coś. W wieku 24 lat po odsiadce moja ukochana była w ciąży. Wtedy cieszyłem się bardzo jak urodziła – dwa dni siedziałem przy szpitalu w samochodzie, żeby być przy niej od razu kiedy zadzwoni. Urodziła mi się cudowna córeczka. Wtedy zacząłem planować, że jeszcze kilka numerów i kończę z tym. Zrobię finansowy bufor bezpieczeństwa i zacznę  normalną robotę.
Wyszło inaczej.
Dzisiaj jestem znowu w więzieniu, odsiadując wyrok 12 lat. Osiem już mam za sobą – zostały mi 4 lata. Jestem tu, bo zabiłem swojego przyjaciela, który robił to co ja.

To nie koniec historii Kamila, kolejna część z jego życia będzie opowiedziana za jakiś czas. Wtedy, kiedy znowu się z nim spotkam i wysłucham tego, co chce opowiedzieć. Teraz widzę jak on się zmienia, a jego system wartości budowany jest od początku.
Pozdrawiam
Andrzej Cichocki