Dzisiaj jestem znowu w więzieniu odsiadując wyrok 12 lat. Osiem już mam za sobą –  zostały 4 lata… Jestem tu, bo zabiłem swojego przyjaciela, który robił to co ja. Jestem tu, bo nie potrafiłem zrezygnować z życia, które prowadziłem. Życia, które zabierało więcej niż dawało. Życia, które zupełnie wywróciło mój system wartości i zniekształciło pojęcia takie jak honor i lojalność. To paradoks, ale chcąc być wiernym i lojalnym swoim kolegom, byłem zmuszony do tego, żeby być nielojalnym wobec żony, córki i rodziców… Takiego właśnie wyboru wtedy dokonałem…

Poznałem Kamila za kratami, nie dlatego, że też odsiadywałem wyrok, ale dlatego, że kiedyś Bóg położył mi na sercu właśnie taką służbę. Spotykam się z osadzonymi w różnych ZK.
Jak pisałem wcześniej, Kamilowi urodziła się córka i to miał być ten moment przełomowy. Niestety nie był. Jego ukochana dziewczynka powiedziała „Tata“, kiedy ten odsiadywał swój kolejny wyrok. Wtedy znowu zaczął się zastanawiać nad swoim życiem. Kiedy go spytałem co wtedy czuł, odpowiedział:
Byłem przekonany, że jestem częścią świata, który wybrałem w wieku 17 lat, chociaż coraz mniej mi się to podobało.
Po wyjściu na wolność była kolejna próba życia w normalnym świecie, ale tylko na pokaz. Kamil wspomina to tak:

Kiedy wróciłem po wyroku do domu, córka miała trzy lata. Żona starała się, żeby było normalnie. Rano czekała na mnie w kuchni, robiła mi kakao, a ja wychodziłem do pracy. Tak mówiłem. Kłamałem, że pracowałem na budowie i ona to wiedziała. Patrzyła, że zawsze wracam czysty, dłonie nie spracowane. Zaczęła o to pytać, więc przed kolejnymi powrotami z „niby pracy“ przed blokiem brudziłem ręce…. Żyjąc w kłamstwie coraz bardziej wsiąkałem w stare klimaty – te które zaprowadziły mnie za kraty. Coraz częściej zaczynałem unikać bycia w domu. Imprezy, narkotyki, handel i inne straszne rzeczy działy się w moim życiu. Nie miałem zahamowań. Jeden z ratowników w moim mieście przychodził do mnie i koleszków na trybuny. Często tam siadaliśmy, to było nasze miejsce. On dostawał coś do przypalenia, albo do nosa, a my w ramach rewanżu robiliśmy imprezy na basenie kiedy był już zamknięty. Wpuszczał nas tam jego tata. To było coś – narkotyki, alkohol, dziewczyny i balet. Niestety, któregoś wieczora jego tata nas nie wpuścił. Trudno mi było to zrozumieć – przecież synek dostawał towar. Byłem zły. Następnego dnia wziąłem gumowy młotek – taki używany podczas kładzenia płytek – zawinąłem go w ręcznik i poszedłem na basen. Przechodząc obok ratownika, którego tata nas nie wpuścił, uderzyłem go w głowę – przeżył, chociaż trudno było w to uwierzyć. Moje życie było koszmarem dla innych, a dla mnie wszystko stawało się obojętne. Przestałem nosić ze sobą telefon żeby mnie nikt nie namierzył, również rodzina. Pamiętam jak w 2007 roku ojciec zaprosił mnie na Wigilię – nie poszedłem, wybrałem kolegów i imprezę. W 2008 już nie miałem szans na Wigilię, trafiłem znowu za kraty i jestem tu do dnia dzisiejszego. Wtedy zabiłem swojego przyjaciela… Ten wyrok mną wstrząsnął. Teraz kiedy to analizuję, wiem że jestem tatą, który wychowuje swoją córkę 2 godziny w miesiącu. Wiem, że byłem mężem, który nie potrafił przytulić żony. Myślałem, że kasa załatwia wszystko. Nie załatwiała. Pamietam kiedy żona powiedziala do mnie, że jestem potworem i że żałuje, że jestem ojcem jej dziecka. Wiem jednak, że mnie kochała. Podczas sprawy w sądzie powiedziała, że wciąż mnie kocha, ale mi nie wierzy.
Na początku odsiadywania tego wyroku byłem zły na cały świat, jednak po czasie złość ustąpiła. Jej miejsce zajęło całkowite zamknięcie w sobie wszystkich emocji. Po 4 latach odsiadki poraz pierwszy poczułem, że jestem ojcem. Córka podczas widzenia wskoczyła mi na kolana, złapała mnie za szyję i powiedziała „tata“. Dzisiaj wiem, że to co straciłem nie było warte niczego. Nie ma takiej ceny, którą warto było by zapłacić za te lata. Na wolności wołali na nas  ,,Gladiatorzy z miasta noży“, ale tu gdzie byłem, nie miało to żadnego znaczenia. Koledzy żyli swoim życiem, a ja swoim – tyle, że w puszce jeszcze przez 4 lata.

Jestem z Kamilem w stałym kontakcie. Widzę się z nim w każdym tygodniu i widzę jak się zmienia. Podczas naszego pierwszego spotkania, kiedy podszedł do mnie zjadały go nerwy, trząsł się i nie patrzył mi w oczy. Powiedział, że najchętniej to by nie wychodził, bo nie wie jak sobie radzić w normalnym świecie, a do starego nie chce już wracać. Wtedy powiedziałem mu, że te 4 lata można wykorzystać na to, żeby się przygotował do normalnego życia. Spytał się czy pomogę mu – powiedziałem „tak“. Od tamtego momentu wspólnie pracujemy nad jego rozwojem – po to, żeby kiedyś zaprowadził swoja córkę do ślubu i był cudownym dziadkiem jej dzieci.
Wiem, że w każdym człowieku są ogromne pokłady miłości i dobra. Wierzę, że każdy może być mocny i każdy ma jakiś dar od Boga, czasami tylko trudno to odnaleźć.
Wczoraj byłem w mieście rodzinnym Kamila, poznałem jego mamę. W marcu poznam jego tatę i córkę. To niesamowite – już się cieszę. Właśnie w takich kontaktach widać tę miłość i poświęcenie. Widać też miłość Kamila do córki. Kiedy opowiada mi o niej, jego twarz jaśnieje.
To jeszcze nie koniec. W kolejnym moim wpisie opowiem jak zmienia się życie ludzi „za kratami“, co jest tego powodem i jak wygląda zmiana u Kamila.
Serdecznie zapraszam do lektury i ciepło pozdrawiam
Andrzej Cichocki